Dlaczego WyCHILEoutowana?

„Nigdzie indziej na świecie nie ma tylu Niemców, którzy mówią po hiszpańsku i czczą bohatera narodowego o nazwisku O’Higgins”

Właśnie ta, zasłyszana wieki temu opinia na temat Chile pchnęła moje zainteresowania w kierunku owego chudego jak patyk kraju. Choć od tamtego czasu minęło już wiele lat, ciekawość pozostała, ale decyzja o wyjeździe zapadła dopiero niedawno.

23 listopada wyruszam w podróż mojego życia.

W pogoni za dziecięcym marzeniem zamierzam samotnie przemierzyć Chile. Jednym z etapów wyprawy jest rowerowy trawers Patagonii na trasie od Puerto Montt do argentyńskiego Ushuaia, a dalej aż do Przylądka Horn. Planuję pokonać moją strzałą dystans około 2000 kilometrów i zmierzyć się z powszechnie znaną opinią na temat nieprzystępności tych regionów oraz skrytej naturze ich mieszkańców.

Nie pozostając w sprzeczności ze sprawami oczywistymi, takimi jak poznawanie lokalnych społeczności na tle pięknej i jednocześnie surowej przyrody interesuje mnie również nieco inny aspekt wyprawy.

Podróż do Patagonii ma dla mnie także wymiar osobisty. Otwierając się na innych i zbierając nowe doświadczenia zamierzam poszukiwać życiowych inspiracji i ćwiczyć przytłumioną w ostatnich latach kreatywność. Chciałabym odnaleźć w tej wyprawie całkowitą wolność i odskocznię od monotonnej codzienności – bez dalekosiężnych planów i skomplikowanych harmonogramów.

W tym projekcie nie chodzi o przejechanie z punktu A do punktu B w określonym czasie, na ustalonych zasadach. Rower to tylko środek, a nie cel sam w sobie.

Celem jest podróż do moich własnych granic. Fizycznych i mentalnych.

Jeśli czas mi na to pozwoli prawdopodobnie pobuszuję jeszcze trochę po chilijskiej północy, a i boliwijska Salar de Uyuni chodzi mi od dawna po głowie. Tak jak Kingę Choszcz prowadził los, tak i ja się mu poddaję w oczekiwaniu na to co nieznane.

Wracam w lutym.

2,5 miesiąca to wbrew pozorom bardzo mało czasu. Ale wystarczy. Na początek 🙂

I choć na mojej trasie pojawi się nie tylko Chile, to nie jadę do Ameryki Południowej po nową kolekcję pieczątek do paszportu.

Z premedytacją i świadoma (?) tego, co mnie czeka zostaję

LOGOWCHILE

ps. Nie rzuciłam pracy, nie sprzedałam samochodu (najpierw musiałabym go mieć), ani nie spieniężyłam lodówki (tak, jak to swego czasu postulował pewien Pan o pseudonimie WC). Skumulowałam resztkę bieżącego urlopu z całym, przysługującym mi na rok kolejny, dorzuciłam do tego miesiąc bezpłatnego i Voila! – 77 dni w podróży.

W przyszłym roku możecie się spodziewać rekordu świata w podróżowaniu na etacie bez choćby jednego dnia wolnego 😉

WCHILEoutowana

6 uwag do wpisu “Dlaczego WyCHILEoutowana?

    • Dzięki 🙂 Zaczynam podejrzewać, że lodówka WC była jakiejś lepszej generacji. Za moją pewnie nie dałoby się polecieć dalej niż do Budapesztu z Wizzairem 😉

      Polubienie

  1. Wychileoutowana – już sama nazwa gwarantuje sukces wyprawy! Na pewno będzie to niezapomniana przygoda! Trzymamy kciuki i przebieramy nogami oczekując na relację 🙂 A może jeszcze uda nam się spotkać przed Twoim wyjazdem, w październiku, na islandzkich opowieściach 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz