Jeśli dziś sobota, to jestem w Brugii

Ken: Wchodzisz na górę?

Ray: A co tam jest?

Ken: Widok

Ray: Widok czego? Tego co na dole? Przecież widzę go stąd, z dołu!

Ken: Pretendujesz do najgorszego turysty świata, wiesz?!

Ray: Ken, wychowałem się w Dublinie. Kocham Dublin. Gdybym wychował się na farmie i w dodatku był opóźniony pewnie polubiłbym to miasto, ale na szczęście tak nie było, a Brugia jest do dupy. *

Pamiętacie kultową czarną komedię z ojcem syna Alicji Bachledy-Curuś – „Najpierw strzelaj potem zwiedzaj” (swoją drogą cóż to za poeta tłumaczył tytuł z oryginału…)? Zgodnie z tym, co zasugerował scenarzysta przymusowe wakacje w tak „dostojnym” mieście jak Brugia mogą być doświadczeniem na wskroś absurdalnym, szczególnie jeśli wybrało się na nie dwóch płatnych morderców. Jak się jednak okazuje nawet w takiej „dziurze” można imprezować, romansować, miewać zatargi z karłem ;), strzelać z broni palnej, a nawet zostać zabitym. Inaczej mówiąc, zdaniem twórców filmu – Brugia niewiele różni się od każdego innego miejsca na ziemi, zwłaszcza jeśli pracuje się na takim „zabójczym” etacie jak główni bohaterowie.

No cóż. Może moja praca nie bywa aż tak wymagająca, ale Brugia wcale nie wydała mi się zwyczajna ani nudna. Wprost przeciwnie. Wróciłam zachwycona.

DSC_0200

To w gruncie rzeczy niewielkie miasto stanowi nad wyraz udane i oryginalne połączenie średniowiecza z nowoczesnością, nudy ze świetną zabawą i makabreski ocierającej się o surrealizm. Brugia to jednak rarytas przede wszystkim dla tych, którzy szukają w podróżach nieco odmiany. To swoisty powiew świeżości w zużytych konwencjach i typowych weekendowych wypadach poza miasto. Nie znajdziecie w niej taniego efekciarstwa. Wprost przeciwnie – Brugia to idealne miejsce dla tych, którzy szukają własnego stylu i odmiany od powszechnie panującej mody na „zaliczanie” kolejnych miejsc na mapie.

DSC_0031

A zaczęło się tak…

Tuż przed opuszczeniem pociągu na Dworcu Głównym zauważyłam, że niebo lekko spochmurniało. Miasto na ułamek sekundy stało się ponure i raczej odpychające, Nic w tym dziwnego, przecież zgodnie z legendą Brugia to czarownica, a przynajmniej tak rozumieli to słowo hiszpańscy najeźdźcy, kiedy w charczącym flamandzkim słyszeli „brucha” [hiszp. wiedźma]. Na szczęście obietnica brzydkiej pogody nie została dotrzymana i cudownie złota, polska jesień zawitała tego dnia za belgijska granicę prosto do uroczej „czarownicy”.

Belgia to nie pierwszyzna. Bywałam w niej już za czasów podstawówki, a i później zdarzyło się kilkukrotnie. Brugia była jednak dla mnie nowością. Mimo to, całkiem szybko zauważyłam, że to urocze miasto jest kwintesencją wszystkiego co w Belgii najlepsze, okraszone dodatkowo smakiem muli i słodkim zapachem miejscowych delicji.

A skoro już o jedzeniu mowa…

CZEKOLADA

Czekolada nie ocenia. Czekolada rozumie. Szkoda, że zielona sałata nie ma tyle empatii. Czekoladoholik to moje drugie imię. Nie bądźcie zatem zdziwieni, że to właśnie ten kakaowy smakołyk stał się jednym z głównych celów podczas mojego pobytu w Brugii. Lubię też sprawiać niespodzianki. A co jest lepszym prezentem dla rodziny i znajomych jeśli nie pudełko najlepszych w swoim rodzaju pralinek? Niestety kupno bombonierki okazało zadaniem się nad wyraz karkołomnym. Sklepów z czekoladkami jest w Brugii tyle, co ludzi na otwarciu Media Markt, ale wybór właściwego miejsca graniczy z cudem. Jakoś się jednak udało doprowadzić do finiszu to wysoce czasochłonne przedsięwzięcie, gorzej było z wyborem samych czekoladek …

Już na początku poszukiwań wykluczyłam ze swojej listy markowe sklepy sieciowe czyli niemal wszystkie, które mają swoje siedziby przy głównej ulicy. Oprócz masowej produkcji i co za tym stoi nie najwyższej jakości wyrobów wszystkie te przybytki posiadają pewną wspólną i strasznie denerwującą cechę, która wręcz odstręcza od zakupów – tłumy wszędobylskich turystów. Rewir poszukiwań został więc znacznie ograniczony, ale w efekcie szczęśliwy wybór padł na położoną nieco z boku pijalnię brązowego (nie mylić ze złocistym) trunku – The Old Chocolate House. Jeśli brać pod uwagę zdjęcie wiszące na ścianie za ladą, firma jest rodzinna, z długimi tradycjami i oparta na solidnym fundamencie – pasji cukierniczej. Niestety jak się chwilę potem okazało, trud odnalezienia właściwego sklepu był niczym w porównaniu do zadania wyboru smaków, które serwowano na miejscu. Lawenda (słyszeliście kiedyś, żeby cokolwiek miało taki smak?!), herbata, malina, trufla – to tylko niektóre z nich, ale mi wystarczyły zaledwie dwa, żeby mieć poważny problem :). To się chyba nazywa klęska urodzaju. Konsumpcja zamówienia nastąpiła w tzw. tea room’ie. Pomieszczenie to – z miniaturowymi stolikami i jeszcze mniejszymi krzesełkami przypominało raczej domek dla krasnali. Miłą odmianą był za to rozmiar czarek, z których popijało się czekoladę. Na koniec stało się niestety to, co od początku było do przewidzenia. Ta niewinna z pozoru degustacja znacząco uszczupliła zasoby mojego portfela, bo przecież na jednej filiżance skończyć się nie mogło, a i prezentów trochę na miejscu nabyłam. Gdyby jednak ktoś zapytał odpowiem jednym słowem – WARTO!

DSC_0064

FRYTKI

Dawno temu popularne były kebaby, potem sajgonki i zapiekanki. Dziś, praktycznie wszyscy zajadają się smażonymi ziemniakami 🙂

Podobno frytki wymyślili Belgowie. Taka jest przynajmniej ich wersja. Niech Was zatem nie zmyli angielska nazwa – french fries ;). A jakie są prawdziwe belgijskie frytki? Grube, duże, chrupiące na zewnątrz i mięsiste w środku – w niczym nie przypominające pociętych na „zapałki” frytek z McDonald’s. Podaje się je w papierowym rożku lub w kartonowym pudełeczku z przeróżnymi sosami lub po prostu z majonezem, który Belgowie po prostu ubóstwiają i stosują niemal do wszystkiego. Nie zapominajcie jednak o jednym. Nawet jeśli dowody na flamandzkie pochodzenie frytek są lekko pokrętne, nie da się zaprzeczać faktom. BELGIJSKIE FRYTKI SĄ NAJLEPSZE NA ŚWIECIE.

Niestety od jakiegoś czasu da się zauważyć, że kultura smacznych frytek dobijana jest masową konsumpcją w fast foodach i śmierdzących spalonym tłuszczem tureckich budach z kebabami. Na szczęście w Belgii nadal cieszą się one dużym powodzeniem i zasłużonym uznaniem. Całkiem słusznie moim zdaniem. Pamiętajcie jednak, że na ogól najlepsze smażalnie znajdują się z dala od turystycznych atrakcji, w dzielnicach zamieszkałych przez lokalnych, do których przeciętny zagraniczniak raczej nie zagląda. W Brugii, ze względu na jej niewielkie rozmiary, ciężko znaleźć miejsce, w ktorym nie ma turystycznej gawiedzi, ale myślę, że tamtejsze frytki zasługują na uznanie bez względu na lokalizację smażalni. Z resztą przekonajcie się sami :).

Belgische Pommes Frites klassisch

GOFRY

Brugia, tak jak reszta kraju, słynie z przepysznych waflo-gofrów. Budki z tym smakołykiem stoją tam niemal na każdym rogu, a słodki, waniliowy zapach unosi się niemal wszędzie. Jeśli w zasięgu Waszego wzroku nie ma żadnej budki wystarczy podążać za węchem i z pewnością wcześniej czy później na taką traficie. Przykro mi to mówić, ale polskie gofry nie dorastają do pięt ich belgijskim odpowiednikom. Nie posiadają tego niezwykłego aromatu – maślanego, pozbawionego ciężaru bitej śmietany, zżelowanych owoc,ów czy przesłodzonego dżemu. Te gofry nie potrzebują bowiem dodatków, są rewelacyjne same w sobie. Oczywiście dla łasuchów znajdą się również gofry z przybraniem, ale jeśli chcecie poznać prawdziwy smak tego „duporosta” (niestety drogie Panie, taka jest rzeczywistość) to zachęcam do degustacji sauté.

waffles

PIWO

Jeszcze przed przybyciem do Brugii przeczytałam, że w Belgii warzy się aż 700 (choć niektóre źródła podają, że „tylko” 500) rodzajów tego złocistego trunku. Nie dużo czasu zajęło mi przekonanie się, że piwo traktuje się tam z dużo większym namaszczeniem, niż w pozostałych krajach świata. W Belgii tego trunku się nie pije, tam się go degustuje – powoli i z pietyzmem. Lokalni oczywiście preferują piwo butelkowe, które zazwyczaj rozlewa do butelek o pojemności 0,33 ml. Zważywszy na nieco nieco wyższą procentową zawartość alkoholu niż u nas (np. ok. 6%) – ma to sens :).

Jako swego rodzaju ciekawostkę można potraktować sklep 2be (połączony z barem o tej samej nazwie), który może się poszczycić przeogromnym wyborem różnych gatunków złocistego trunku. Nie ma chyba w Belgii piwa, którego nie kupilibyście w tym miejscu. A oprócz tego śmieszne gadżety dla trunkowych wielbicieli oraz setki rodzajów pralinek, bombonierek i czekoladek. Wszystko to w formie pamiątek dla siebie lub bliskich. Nawet jeśli nie zamierzacie nic kupić warto tam zajrzeć choćby po to, żeby nacieszyć oczy tymi niecodziennymi widokami. A jeśli marzy Wam się piwo np. o smaku kokosa albo kawy popijane w „firmowym” kufelku to nie ma w Brugii lepszego miejsca na degustację.

Tym z Was, którzy spędzą tu nieco więcej czasu polecam również:

www.cordoeanier.bewww.cambrinus.eu/ oraz www.comptoirdesarts.be/.

Podczas zwiedzania warto również wpaść do najstarszego pubu w mieście, Café Vlissinghe, który funkcjonuje nieprzerwanie od niemal 500 lat! W tym arcyciekawym miejscu (położonym nieco na uboczu) można spróbować kilku domowych dań albo po prostu napić się dobrego piwa przy małej przekąsce w towarzystwie lokalnych mieszkańców. Z kolei w restauracji Den Dyver, którą również polecam do serwowanych na miejscu dań można zamówić specjalnie dobrane piwo, co jest o tyle ciekawe, że ten sam trunek stanowi już z reguły składnik sosu lub marynaty do mięsa.

DSC_0168

DSC_0129

DSC_0112

DSC_0165

AMSTERDAM? WENECJA? NIE – BRUGIA!

Klucząc brugijskimi uliczkami przez cały czas miałam wrażenie, że przeniosłam się do Amsterdamu. Chwilę później to wrażenie ustępowało myśli, że oto wędruję po Wenecji. Przez chwilę miałam nawet skojarzenie z Pekinem – setki rowerów zrobiły swoje. A jaka jest prawda? Brugia jest wyjątkowa. Nie potrzebuje porównań do innych miast, stanowi niewątpliwy klejnot w koronie Flandrii. Łączy w sobie style wielu różnych miejsc, a jednocześnie zachowuje swój własny, niepowtarzalny charakter – miasta romantycznego, z bogata historią i zachwycającą architekturą.

DSC_0095 DSC_0108-001 DSC_0109 DSC_0194

Brugia to nie jest miejsce, które trzeba zobaczyć. To miasto, do którego chce się wracać.

* tłumaczenie ze słuchu ES.

2 uwagi do wpisu “Jeśli dziś sobota, to jestem w Brugii

  1. Hahahah, po obejrzeniu filmu sama zapragnęłam wybrac się do Brugii i udało mi się zrealizować to marzenie. Pisząc artykuł o mieście również zilustrowałam go cytatami z filmu 🙂 Uwielbiam Brugię, jest piękna, urocza i cudowna!

    Polubienie

    • 🙂 Moim zdaniem najlepsze jest to, że ten film teoretycznie zniechęca do Brugii, a praktycznie każdy z kim rozmawiałam na ten temat twierdzi, że dzięki niemu właśnie chce tam pojechać 😉

      Polubienie

Dodaj komentarz