Przyznam się Wam do czegoś. Teraz, kiedy już wiem czym jest magia autostopu mogę to wyznać otwarcie i bez owijania w bawełnę.
Łapanie stopa kojarzyło mi się kiedyś tylko i wyłącznie z formą oszczędności na transporcie. Nic dodać, nic ująć. W swoim poprzednim życiu wyśmiałabym tego, kto dorabia do niego jakąkolwiek inną filozofię.
I choć zdarzyło mi się korzystać z takiej podwózki już wcześniej (raptem kilkukrotnie) to nigdy nie stopowałam sama i tym bardziej poza Europą. Nie dość, że miałam obawy dotyczące bezpieczeństwa, to głupio mi było stać przy drodze z wyciągniętym kciukiem i czekać, aż jakaś dobra dusza zechce mnie zabrać w dalszą podróż. No niby wiadomo jak to wszystko działa, ale jednak coś mi mówiło, że to nie uchodzi.
Sprzedałam jednak rower i musiałam wybrać jedną z dwóch możliwości – wydać 30 000 CLP na przejazd do Ushuaia lub nie wydać. Tutaj rozsądek mnie nie zawiódł i przykazał zaoszczędzić. No to spakowałam graty do plecaka i poszłam szukać szczęścia na wylotówce z Punta Arenas.
Ustawiłam się na trasie wiodącej na południe i wyciągnęłam kciuka. Schowałam. Wyciągnęłam. Wytrzymałam pełne litości spojrzenie pierwszego kierowcy, który minął mnie z prędkością dźwięku. Lipa jakaś! Nic z tego nie będzie – pomyślałam po całych 3 minutach czekania :).
I wówczas stał się PIERWSZY STOP – mama, tata, chłopiec (lat 5), dziewczynka (lat 3) i auto pamiętające czasy wynalezienia pierwszego koła. Mało mówili, ale w gruncie rzeczy już po pięciu minutach wiedziałam dlaczego mnie zgarnęli. Dzieciaki szaleją a tu nagle pośrodku drogi wyrasta darmowa opiekunka! No nic tylko brać zanim się zorientuje. A najlepiej posadzić ją od strony drzwi, które otwierają się tylko od zewnątrz. To w sytuacji, gdyby chciała uciec. W biegu. Bo będzie chciała! To było długie 40 km. Dostałam w zęby podczas próby karmienia frytką. Zostałam miss mokrego podkoszulka. I mokrych włosów przy okazji. Zjadłam pół paczki podrabianych lentylków, których serdecznie nie znoszę i poznałam nowy wymiar pojęcia „brudny samochód”.
Ledwo wysiadłam, a już parkował mój DRUGI STOP – Francisco. Zabawny facet po czterdziestce. Dużo gadał, jeszcze więcej pytał. 5 razy powtarzał ile zarabia i 4 razy proponował małżeństwo. Twierdził, że stać go na dwie żony, w tym na jedną często podróżującą. Na pożegnanie podarował domowej roboty keks (chyba pieczony przez pierwszą żonę) i sok pomarańczowy do przepicia gdyby mi to ciasto w gardle stanęło. Na koniec wyraził zachwyt nad moją europejską urodą, szczupłością, inteligencją, rozmiarem buta i biegłą znajomością polskiego, po czym oświadczył się po raz piąty. Odjechał niepocieszony.
Kiedy 15 min pózniej siedziałam na poboczu i kończyłam wcinać ciasto, kilka metrów dalej zatrzymała się wielka ciężarówka. Z okna po stronie kierowcy wyjrzała kudłata głowa, która gestem zaprosiła mnie do środka. Tak „złapałam” TRZECI STOP – Pedro i Pablo (to nie żart), dwóch Argentyńczyków. Pablo był kumplem Pedro (kudłatego) i moim tłumaczem. A tłumaczył to, co powiedział Pedro. Czyli z pedrowego na hiszpański. Bo Pedro żuł liście koki i każde jego słowo przypominało niekończący się ciąg spółgłosek. W zasadzie mógł do mnie mówić w suahili albo po węgiersku. Efekt byłby taki sam. Błagalne spojrzenie na Pablo i nieme pytanie – Że co?! Dowiedziałam się przy okazji, że dziewczyna wytatuowana na ramieniu Pedra chyba ręką pięciolatka to jego syn, a aromat tanich perfum to mieszanka wybuchowa w połączeniu z zapachem tytoniu. Tej nocy spałam w aucie, a chłopaki u swoich dziewczyn w mieście. Jak przystało na prawdziwych marynarzy dróg w każdym mieli po jednej. Rano dostałam śniadanie i podwózkę na kolejną wylotówkę na południe.
Było gorocą, ale wiał porywisty wiatr. Szlam sobie wolniutko w stronę Antarktydy, a tu nagle podjeżdża CZWARTY STOP. Jadę do Tolhuin, to w połowie drogi do Ushuaia. – Wsiadasz? Wsiadam! No to jak mam powiedzieć Polce, że mi się podoba? – zapytał Javier, emerytowany nauczyciel. Podobasz mi się – wyjaśniłam Pobszmiesią! Dobrze? – zapytał po raz 1628492717
Zgadnijcie jakimi słowami mnie pożegnał? Wysiadłam na stacji benzynowej i znów ruszyłam dalej.
Znudziło mi się szybko, więc postanowiłam porobić coś bardziej kreatywnego. No a od czego są gry w telefonie? Jednen kciuk wisiał w powietrzu, a drugi strzelał do zombie. Po dwóch partyjkach ten pierwszy też coś wkońcu ustrzelił – PIĄTY STOP. I na tym się zawiodłam. To było 4, całkiem normalnych chłopaków jadących w odwiedziny do kuzyna. Całe 100 km kulturalnej rozmowy – nie tego się spodziewałam. Co to się porobiło z tą Ameryką?
Tym sposobem przejechałam 600 km z Punta Arenas do Ushuaia, nie wydając nawet jednego peso, a w zasadzie zarabiając ciasto i soczek. Po wszystkim zrozumiałam jednak, że ta wcale niemała oszczędność to jednak tylko efekt uboczny autostopu. Prawdziwą wartością jest to, co zyskałam w sferze pozamaterialnej.
Nie wiedziałam jednak wtedy, że najlepszy stop podczas tej podróży dopiero przede mną …
Tak trzym☺️.
Za oknem pada śnieg.Pozwolisz,że się trochę ogrzeję.Powoli uzależniam się od Twoich wpisów.
Pzdr Jurek ⚓️
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Haha dzięki! Ogrzewaj się do woli. No i takie uzależnienie też minsuę podoba 🙂
PolubieniePolubienie
Haha usmialam sie 🙂 Taki urok autostopu! Zlapalas bakcyla? Jak sie juz raz zacznie i sie spodoba, to potem zawsze sie chce wiecej – bo to znacznie ciekawsze podrozowanie (przynajmniej w moim mniemaniu 😉 A w Ameryce Poludniowej to juz w ogole musi byc magia 🙂
Pozdrawiam!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj zdecydowanie złapałam tego bakcyla! Od teraz to bedzie mój ulubiony zarazek 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
bardzo ciekawy opis podróży stopem z akcentem humorystycznym 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki 🙂
PolubieniePolubienie
swietnie napisane i trzymasz nas w napieciu do kolejnego odcinka. Powiem szczerze ze ja balabym sie, ale to ja 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nic chyba tak nie dziwi podczas podróży autostopem jak normalny kierowca. Jakoś najczęściej zatrzymują się ciekawy, szaleni, a co za tym idzie fascynujący ludzie, których wspomina się później z uśmiechem na twarzy. Powodzenia w dalszej drodze!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dokładnie! Masz świętą rację! Normalni kierowcy są nudni 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hej,
Bardzo fajny blog. Masz od nas jeden punkcik w konkursie Blog Roku:)
Zapraszamy również do subskrybowania naszego bloga w celu pozostania stale w kontakcie!
Pozdrawiamy,
Republika Podróży
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Autostopowicze zawsze mają najwięcej historii do opowiadania ze swoich podróży – wiadomo, poznaje się mnóstwo nowych osób, których już nigdy się nie zobaczy.
PolubieniePolubienie
Masz talent dziewczyno! tekst mnie tak wciągnął, świetna historia 🙂 ! Podziwiam Cię – podróż do innego kraju to wyzwanie a podróż po obcym kraju autostopem to poziom hard wyzwania ;D
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki wielkie! A ten autostop to nie taki straszny jak go malują 😊
PolubieniePolubienie
O przepraszam, a gdzie kolejne posty?! Ja tu czekam i czekam z niecierpliwością ! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jejku robią się ale jakoś nie mogą się dokończyć 😀 Ale w końcu ujrzą światło dzienne ☺️
PolubieniePolubienie
Ekstra sprawa! Bardzo Ci dziękuję za wpis 🙂 i pozdrawiam!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Podróże stopem są zawsze niezapomniane, a wrażenia dużo intensywniejsze. Bardzo odważnie, osobiście zawsze biorę do towarzystwa koleżankę, sama jeszcze się nie odważyłam wybrać.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Fajny post!
Jak ja kocham Patagonie! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Podzielam tą miłość 🙂
PolubieniePolubienie
Twój artykuł zaintrygował mnie i dodał mi odwagi i być może sam spróbuję podróży autostopem. Pytanie tylko gdzie wybrać się na pierwszą taką podróż 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Witam i dziękuję 🙂 Myślę, że na pierwszy raz idealna będzie Skandynawia 🙂
PolubieniePolubienie
Jak czytam to muszą być bardzo ciekawe podróże takim stopem – ekstra 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Są i to niesłychanie 😀
PolubieniePolubienie
Fajna historia, osobiście wolę korzystać z blablacar, ale pewnie dojdę do tego poziomu, co Ty. Polecam: https://ekonomiainaczejblog.wordpress.com/2015/07/10/podroze-ksztalca/ Może trochę więcej teoretyzowania, niż przeżyć „z drogi”, ale nauka bywa równie fascynująca 😉 Pozdrawiam!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Och, masz 100% racji. Zdrowe dojrzałe podejście 🙂 a jednocześnie odważne !
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Świetne zdjęcia 😉 życze dalszych podrozy !
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki 🙂
PolubieniePolubienie